codzienny

 

Przepraszam za dłuższą nieobecność, ale niestety rozłożyło mnie przeziębienie i dopiero dziś jestem w stanie cokolwiek napisać. Rozpoczynam nową serię „Marka Tygodnia”. Serię zaczynam od marki o tyle nietypowej, że jest ona dobrze znana większości ludzi, jednak paradoksalnie wiedza na jej temat jest niewielka. Marki wyjątkowej dla mnie, ponieważ właśnie ich samochód obrałem sobie jeszcze jako dziecko za pierwszy motoryzacyjny cel. Zapraszam was gorąco do przeczytania artykułu o DMC.

DMC, czyli DeLorean Motor Company zostało założone przez Johna DeLoreana w 1975 roku. Niektórzy mogą się już w tym momencie zastanawiać dlaczego, skoro marka istnieje od prawie 40 lat kojarzą tylko wehikuł czasu z Powrotu do przyszłości? Odpowiedź jest niestety dość smutna.  John DeLorean w wieku 20 lat rozpoczął karierę w General Motors, gdzie szybko dostrzeżono jego niebywałą intuicję, dzięki której wielkim hitem okazał się min. Pontiac GTO. Jednak pracując w GM zauważył, że produkowane wówczas samochody nie powalają jakością czy bezpieczeństwem. Rezygnując z posady wicedyrektora postanowił otworzyć własną firmę i stworzyć samochód z myślą o jego użytkownikach. Jak się niestety okazało nie udało mu się do końca zrealizować tego planu, ponieważ pierwszy samochód, DMC-12, powstawał w dużym pośpiechu. Spowodowane było to faktem, że DeLorean na realizację swojego pomysłu zgromadził 10 mln dolarów, a od rządu Wielkiej Brytanii otrzymał 56 mln funtów, zależało mu więc na dość szybkim spieniężeniu inwestycji.

Ten pośpiech oraz kilka innych zdarzeń zdecydowały o porażce DMC. Auta mimo, że z założenia miały być sportowe, niestety nie powalały osiągami. Trzylitrowy silnik V6 o mocy 156 KM, która w Stanach z uwagi na obowiązujący tam obowiązek montowania katalizatora, była dodatkowo o ok 26 KM mniejsza, pozwalał na rozpędzenie samochodu do 100 km/h w 8 sekund. Auto nie sprawowało się dobrze również na zakrętach, a zastosowany w nim alternator często nie mógł uporać się z ładowaniem akumulatora, przez co samochód miewał problemy z rozruchem. Tak na marginesie, nie wiadomo do końca czy scena z pierwszej części Powrotu do przyszłości, w której Marty nie może odpalić wehikułu była od początku planowana, czy też została dodana w trakcie kręcenia filmu .

O tym samochodzie można by mówić godzinami, ponieważ od 1981 roku, kiedy to rozpoczęła się produkcja aż do dziś budzi on duże emocje. Niestety sprzedaż DeLoreana zaczęła gwałtownie spadać ponieważ zmieniający się kurs waluty spowodował, że cena która początkowo była zaplanowana na 12 tyś dolarów (stąd nazwa DMC-12) znacznie wzrosła. John DeLorean, który za wszelką cenę starał się uratować swoje marzenie oraz samochód, który miał zostać legendą, łapał się wszelkich możliwych sposobów na pozyskanie finansowania i zdobycie kapitału. Poszukując go został wplątany w prowokację narkotykową zorganizowaną przez rząd, mającą na celu wczesne wykrywanie korupcji oraz oszustw wśród przedsiębiorców. Po dwóch latach został od oczyszczony z zarzutów, jednak jego reputacja została zszargana na tyle, że o wznowieniu produkcji nie było mowy. 

Prawa do nazwy DeLorean zostały wykupione w 2007 roku, a jej nowi właściciele zapowiedzieli że planują wznowienie produkcji samochodu w niezmienionym kształcie, natomiast ze zmodyfikowanym silnikiem. Jak się okazało firma nie produkowała nowych aut, a jedynie skupowała stare i poddawała je renowacji. Być może problemem był brak oryginalnych matryc do tłoczenia karoserii, które według starej motoryzacyjnej legendy zostały zatopione. Czy jest to smutna informacja? Osobiście się cieszę, ponieważ to właśnie dzięki temu, że na całym świecie pozostało nieco ponad 6000 egzemplarzy i jak na razie nie zapowiada się, aby ich przybyło, to auto ma niespotykany klimat, niezwykłą historię i budzi uśmiech na twarzy.

Podsumowując ten krótki artykuł, składam wyrazy uznania dla Johna DeLoreana, za stworzenie auta, które nie do końca spełniło jego oczekiwania, ale stało się legendą i zdobyło rozgłos jakiego się zapewne nie spodziewał.

To tyle na dzisiaj. Dziękuję wam bardzo za uwagę i do następnego razu.

Zachęcam was do polubienia Niedźwiedzia Motoryzacyjnego na Facebook’u, ponieważ znajdziecie tam materiały „z ostatniej chwili”, które nie zawsze mogę publikować tutaj.

Dodaj komentarz